Jak poszukują head hunterzy?

Według zestawień międzynarodowej agencji rekrutacyjnej Antal International, w Polsce ponad połowa przedsiębiorców potrzebuje ekspertów. Ale to nie jest łatwe. Przeszkody? System kształcenia, który nie odpowiada potrzebom współczesnego biznesu wraz z  rosnącą  konkurencją między firmami w Polsce i za granicą.

Metoda nr 1: Cudze chwalicie...

Często pierwszym krokiem w poszukiwaniu pracownika jest sprawdzenie, czy przypadkiem w danej firmie nie ma już osoby spełniającej stawiane wymagania (lecz pracującej na innym stanowisku). Osoba wybrana za pośrednictwem wewnętrznej rekrutacji, ma sporo zalet: zna przedsiębiorstwo, jego strukturę, procedury, wartości i sposoby działania.

Istnieją nawet specjalne programy umożliwiające wewnętrzną selekcję i migrację pracowników między działami. Np. w Globalnym Centrum Biznesowym HP działa Job Search. Jest to baza ofert, która wygląda jak portal pracy, ale umożliwia aplikowanie online tylko na dostępne stanowiska, w tej właśnie firmie. Dodatkowo, Job Search umożliwia polecanie kandydatów do pracy, również spoza firmy.

Z podobnego narzędzia korzystają pracownicy firmy Infosys BPO z Łodzi. - Skill Central to skarbnica wiedzy o umiejętnościach naszych pracowników, ich doświadczeniu, udziale w projektach i kwalifikacjach potwierdzonych różnorodnymi certyfikatami - opowiada Agnieszka Jackowska, dyrektor zarządzająca w tej firmie.

Pracownicy mogą cały czas uaktualniać swoje dane w takim systemie. Dzięki temu łatwiej awansują i mają większe szanse dostać się do ciekawego projektu - o ich kwalifikacjach wiedzą wszyscy zainteresowani w firmie, a nie tylko jedna czy dwie osoby.

Metoda nr 2: Wróć do nas!

Gdy jednak u siebie nie mamy tego, kogo potrzebujemy, jeszcze nic straconego. Coraz powszechniejszą metodą poszukiwania pracowników jest re-recruiting, czyli odzyskiwanie dla firmy osób, które w niej pracowały, ale odeszły. Najczęściej na powrót decydują się specjaliści z branży IT.

Jak przekonać do powrotu kogoś, kto już raz z firmy zrezygnował? - W nieformalny sposób sprawdzamy dalsze ścieżki kariery takich osób - mówi Agnieszka Jackowska. - Gdy tylko widzimy taką możliwość, proponujemy naszym byłym pracownikom nowe stanowisko i ciekawe wyzwanie. Zwykle docieramy do nich poprzez nieformalne kontakty. Zdarza się też - dodaje - że byli pracownicy sami jeszcze raz do nas aplikują. Doceniamy ich wiedzę oraz zdobyte doświadczenie, dlatego często decydujemy się na rerekrutację. Oczywiście, zawsze przy tym bierzemy pod uwagę rekomendacje, a także sposób, w jaki ta osoba zakończyła z nami współpracę.

Metoda nr 3: Łowy w sieci

Jeśli wszystkie inne sposoby zawiodą, zawsze można poszukać w internecie. Podobno (tak twierdzą rekruterzy) ostatnio najmodniejszą metodą znajdowania kandydatów, a szczególnie specjalistów wyższego szczebla, jest networking, czyli budowanie sieci kontaktów na portalach społecznościowych. Chodzi tu o serwisy typu: GoldenLine, LinkedIn, Monster, Infopraca, Facebook. Head hunter może tam sprawdzić nie tylko przebieg kariery kandydata, ale też poznać jego opinie i przekonania oraz rekomendacje i reputację online (do takich działań przyznaje się prawie połowa rekruterów).

Tak zatrudniono Renatę Banasik, menedżera finansowego. - Wprawdzie miałam konto na GoldenLine, ale go nie aktualizowałam - opowiada. - Nie byłam też w żaden sposób aktywna na portalach, nie należałam do grup, po prostu nie planowałam zmiany miejsca zatrudnienia. Aż do momentu, kiedy dostałam informację od HP. Gdyby nie ten profil na GoldenLine, nie otrzymałabym oferty!

Do pracy w Hewlett-Packard we Wrocławiu, Renata Banasik przeniosła się z Warszawy. Ale w czasie rekrutacji nie musiała dojeżdżać. - Pierwsze dwie rozmowy były telefoniczne - mówi. - Do bezpośredniego spotkania doszło dopiero na samym końcu. To bardzo wygodne dla kandydata, który mieszka daleko lub pracuje w innej firmie.

Metoda nr 4: Polowanie za granicą

Gdy w Polsce się nie uda, łowcy głów szukają też za granicą. Coraz częściej to właśnie cudzoziemcy lepiej spełniają wymagania polskich pracodawców. Np. we wspomnianym wrocławskim centrum HP, projekty realizują już ponad 134 osoby z zagranicy, m.in. z USA, Argentyny, Maroka, Panamy czy Ghany. Okazuje się, że na rodzimym rynku brakuje ekspertów ze znajomością języków obcych i nowoczesnych narzędzi, dlatego pracownicy odpowiedzialni za rekrutację szukają dalej: w Wielkiej Brytanii, Portugalii, Finlandii i Rumunii. Zdarzają się również bardziej egzotyczne lokalizacje, np. Madagaskar.

- Musieliśmy przerzucić się na inne kraje, bo potrzebowaliśmy kandydatów posługujących się np. językami semickimi, orientalnymi - mówi Natalia Hyla, koordynator ds. rekrutacji z Globalnego Centrum Biznesowego HP. - A w Polsce ich nie było. Być może powodem takiego stanu rzeczy jest polski system kształcenia, który nie odpowiada potrzebom współczesnego biznesu? - zastanawia się. - W tym przypadku problemem jest zbyt mała liczba wydziałów, na których wykładane są takie języki jak: arabski, hebrajski, turecki, rumuński czy węgierski.

Jeszcze dalej w swoich poszukiwaniach poszedł łódzki oddział Infosys BPO, który podpisał kontrakt na obsługę księgową 24 oddziałów holenderskiego koncernu. Potrzebowali więc kandydatów nie tylko z doświadczeniem w finansach i księgowości, ale też ze znajomością języka angielskiego i holenderskiego. Niestety, jest to kombinacja rzadko spotykana u polskich kandydatów, dlatego firma zatrudniła pracowników z Republiki Południowej Afryki. Jeśli się sprawdzą, niewykluczone, że przyjadą następni.

- Firma w niedalekiej przyszłości będzie również rekrutowała specjalistów ze znajomością takich języków, jak arabski, islandzki, hiszpański czy portugalski. Na polskim rynku tego rodzaju osób jest raczej niewiele, dlatego najprawdopodobniej znów poprosimy o wsparcie, zagraniczne firmy rekrutacyjne - mówi Agnieszka Jackowska.

Czy zagraniczni specjaliści będą stopniowo zastępować Polaków? - Owszem, tradycyjne metody rekrutacji trzymają się mocno i nadal popularne są portale rekrutacyjne - mówi Natalia Hyla. - Ale zagraniczna rekrutacja będzie również nabierać coraz większego znaczenia . Dotyczy to pracowników nie tylko z Europy, ale także z Azji czy Afryki. Globalna wioska, to przecież globalna giełda pracy - podsumowuje.

Gazeta Wyborcza

Edulider.pl